Katarzyna KORZENIEWSKA, Chłodnik 2. Sto dni nowego prezydenta Litwy

  • Print

Chłodnik litewski 2. O Litwie – bez podgrzewania emocji

Prezydent Gitanas Nausėda podczas konferencji prasowej podsumowującej 100 dni urzędowania sam musiał spytać o własne błędy, bo nikt z dziennikarzy tego nie zrobił. Zapytał więc i sam sobie odpowiedział: w zasadzie nie popełnił żadnych. Z pewnością można więc powiedzieć, że ma na koncie jeden sukces: dobry PR. Dziennikarze nie zadają trudnych pytań, eksperci i komentatorzy nie czepiają się, politycy nie krytykują.

Podczas konferencji prasowej prezydent wrócił do głównego motywu swojej kampanii wyborczej: budowania państwa dobrobytu dla wszystkich. Przekonywał do solidarności społecznej i argumentował za koniecznością podwyższenia podatków najlepiej sytuowanym obywatelom. Widać było, że w tematach ekonomicznych czuje się w swoim żywiole, a na inne odpowiada tak, że nie da się go przyłapać na wpadce.

Prezydent deklarował podczas kampanii, że będzie walczył z ubóstwem i wykluczeniem społecznym poprzez wspieranie regionów. Kilka dni przed tą konferencją odbyła się w Wilnie zapowiadana wtedy konferencja regionów. Nausėda spotkał się z przedstawicielami ministerstw i samorządowcami. Często mówi o regionach, ale o samorządach – już znacznie mniej... Teraz prezydent mówił głównie o wsparciu finansowym, ale kto i na co miałby je dostać – nie wspomniał. Wydaje się, że najprostsza ścieżka prowadzi poprzez dosypanie regionom pieniędzy, które będą rozdawane i zarządzane z Wilna…

Postulat wsparcia regionów może interesować tych polskich obserwatorów, którzy uważają sytuację Polaków na Litwie za kluczową dla stosunków polsko-litewskich. Wydaje się bowiem, że hasło to jest adresowane do regionu o szczególnym natężeniu problemów społeczno-ekonomicznych – Wileńszczyzny. Tymczasem jednak wygląda na to, że wrażliwości regionalnej Nausėda sam się musi dopracować. Organizowanie forum regionalnego w stolicy trąci bowiem paradoksem. Obserwatorzy wytykają za to głowie państwa niebezpieczne zapędy centralizacyjne, ujawnione przy okazji usunięcia latem, na polecenie mera Wilna, tablicy upamiętniającej jednego z dowódców litewskiej partyzantki. Sprawa była kontrowersyjna, jak zawsze gdy chodzi o pamięć o bohaterach oporu antysowieckiego, uwikłanych zagładę Żydów. Jako trwałe rozwiązanie prezydent zaproponował wtedy przeniesienie decyzji dotyczących upamiętniania z poziomu lokalnego na ogólnonarodowy. Pod naporem merytorycznym (głównie ze strony zawodowych historyków) z pomysłu zrezygnował, ale jego wypowiedzi dotyczące wzmacniania regionów straciły chyba na wiarygodności…

Tymczasem najwięcej dyskusji wywołuje projekt państwa dobrobytu, od kampanii wyborczej proponowany przez Nausėdę. Jego krytycy, jak się można było spodziewać, od razu podnoszą liczne argumenty ekonomiczne, by zrobić z prezydenta Janosika, co to zabierałby bogatym i rozdawał biednym. Zadziwiające, że obserwatorzy nie wytknęli tu pomijania jakiegokolwiek społecznego wymiaru ubóstwa, np. alkoholizmu. W zeszłym roku to Litwini wypili najwięcej w Europie czystego alkoholu na głowę (więcej niż Rosjanie) i przodują w liczbie samobójstw, więc czysto ekonomiczne potraktowanie kwestii ubóstwa przez prezydenta rzeczywiście zdradza skłonności „janosikowe”…

…czyli populizm, a co najmniej – „piaryzm”. Rimvydas Valatka, niezależny dziennikarz i obserwator życia politycznego, ironizując zgodził się, że prezydent błędów nie popełnił: „Jak miał je popełnić, skoro nic nie robił?” - pyta. Już na serio zarzucał prezydentowi brak aktywności w bieżącej sytuacji patowej (gdy przewodniczący sejmu nie ma ani poparcia koalicji, ani opozycji, a żadna strona nie ma mocnego kandydata na jego miejsce). Obserwator bliższy środowisku konserwatywnemu – Bernardas Gailius mówi właściwie to samo, co liberalny Valatka: „Podzielam opinię tych politologów, którzy twierdzą, że dotychczasowa aktywność prezydenta skupiała się głównie na dbaniu o własny wizerunek”.

Dokładnie w dniu, kiedy przypada sto dni prezydenta (22 października), on sam będzie w Japonii na inauguracji nowego cesarza. Realizacji jakich litewskich interesów służyć ma ten wyjazd – nie bardzo wiadomo. Zgodnie z informacją na stronie prezydenckiej nie jest nawet zaplanowanie spotkanie z potencjalnymi inwestorami, choć dyplomację ekonomiczną Nausėda uznaje za ważną część swoich zadań. Cytowany już Rimvydas Valatka widzi w nim – jak na razie – prezydenta ceremonialnego, który ulega czarowi czerwonych dywanów.

Za to politycy zasadniczo doceniają aktywność zagraniczną prezydenta. Jak dotychczas jako głowa państwa „odrobił lekcje” i odwiedził wszystkich sąsiadów i partnerów, których należało i dało się odwiedzić. Był w Polsce, na Łotwie, w Estonii, w Niemczech, w USA, w Brukseli. W listopadzie, na jego zaproszenie, na Litwę przyjedzie prezydent Zełenski. Konserwatyści (Związek Ojczyźniany – Litewska Chadecja) ustami Laurynasa Kaščiūnasa krytykowali jednak prezydenckie deklaracje gotowości do dialogu z Białorusią Łukaszenki przy pomocy dwóch argumentów: „to już było” i „Białoruś jest zależna od Rosji”. Obecnie deklarowanym przez prezydenta celem polityki zagranicznej Litwy jest, by kraje UE nie kupowały energii elektrycznej pochodzącej z elektrowni atomowej w Ostrowcu (skoro już nie dało się przeciwdziałać jej powstaniu).

Jeżeli obserwatorzy mają rację, przypisując Nausėdzie dążenie w pierwszym rzędzie do zachowania własnego dobrego wizerunku, to sprawy zagraniczne są dla niego stosunkowo bezpiecznym terenem. Zwykle interesują one obywateli mniej niż podatki czy ceny paliwa. Wyjątkiem są na Litwie… stosunki z Polską. To do Warszawy przyjechał Nausėda z pierwszą wizytą, wrócił bardzo zadowolony i zebrał pochwały w domu. W Warszawie rozmawiało się wtedy o kablach i stosunkach z Białorusią, wrócił motyw „strategicznego partnerstwa”, prezydent spotkał się z „legendarnym politykiem” (jak się wyraził) Jarosławem Kaczyńskim. Jednak problemy w stosunkach polsko-litewskich, jeśli się pojawiały, to z powodu gramatyki i historii, a nie – gospodarki czy stosunków z państwami trzecimi.

Każdy na swój sposób wstaje z kolan. Litwini (przynajmniej spora ich część) – odrzucając polskie znaki diakrytyczne i jakiekolwiek problematyzowanie historii Wilna. Tak się składa, że to przede wszystkim ci Litwini zagłosowali na Nausėdę, którego niektórzy litewscy obserwatorzy (np. cytowany już Valatka) uważają za „nacjonalistę” i „populistę”. Jakakolwiek deklaracja zrozumienia dla polskich postulatów w tym względzie natychmiast grozi prezydentowi szkodami wizerunkowymi. Zatem tak długo, jak polscy partnerzy nie przywołają problematycznych kwestii, stosunki litewsko-polskie będą dla Nausėdy bezpiecznym gruntem. To jednak zależy głównie od wspomnianego „legendarnego polityka”, a w Wilnie to wiadomo.  

Jedyne trudne pytanie podczas „studniowej” konferencji prasowej dotyczyło właśnie tegoż polskiego polityka: czy zdaniem prezydenta to w porządku, że na cztery dni przed wyborami w Polsce premier Saulius Skvernelis proponuje uhonorowanie Jarosława Kaczyńskiego jednym z najwyższych litewskich odznaczeń państwowych (nadaje je prezydent). Nausėda odpowiedział, że propozycje tego rodzaju ocenia odpowiednia komisja i on sam zamierza się kierować jej rekomendacjami. Pytany o ważne sprawy w stosunkach z sąsiadami jakby mówił: „Na polityce się nie znam, ja tylko ordery przypinam…”. Ale to nie tak: wyniki wyborów w Polsce już wtedy były znane i Nausėda po prostu udzielił, jeszcze jednej podczas tamtej konferencji, poprawnej odpowiedzi.